Podobno, gdy rodzi się dziecko w pierwszych miesiącach swojego życia widzi jedynie dwa kolory: czerń i biel. Jak zapewne wiesz, w trakcie sześciu miesięcy wzrok takiego niemowlaka poprawia się nawet kilkaset razy. Większość barw dziecko uczy się rozróżniać w czwartym miesiącu lub pod koniec trzeciego miesiąca życia. I od tej pory jego świat staje się kolorowy. Barwy, ruch i kontrasty przyciągają uwagę malucha zachęcając do odkrywania i nauki. Taki proces wydaje się być jak najbardziej naturalny.
Nie inaczej jest w przedszkolu, gdzie dzieci rozwijają się otoczone kolorami. Wystarczy zajrzeć, do któregokolwiek przedszkola, aby zobaczyć całą gamę obrazów, dekoracji i barw. Kolorowy budynek i wyraziste wnętrza mają zachęcać maluchy i sprawiać, że będą się czuły pogodnie i komfortowo. Również starszym jasne i żywe kolory często kojarzą się z radością. Czy zatem kolor ma wpływ na nasze emocje?
Jednak gdzieś po drodze chyba coś się psuje, coś się gubi. Gdyż dziecko przychodząc do szkoły natrafia znów na dwa dominujące kolory. Tym razem jest to zielony i biały lub biały i czarny. Dlaczego zielony i biały? Pomyśl teraz co ma każda szkolna klasa na wyposażeniu.
Oczywiście mowa tu o klasycznej, tak często jeszcze spotykanej w polskich placówkach, zielonej tablicy. Często tej samej zielonej tablicy, na której my się wychowaliśmy i wyedukowaliśmy. I tak zielony z tablicy łączy się z białym z kredy. Nie zapominaj też o drugim zestawieniu. Biały z kartki papieru, który często łączy się z czarnym lub niebieskim. Tak po krótce można by opisać przeciętne kolorowe środowisko, w którym nasi potomkowie przebywają od 4 do 8 godzin dziennie. Oczywiście nie zapomniałem o kolorowym wystroju czy innych elementach. Jednak sam proces nauki przeważnie zachodzi w dwóch wcześniej wspomnianych zestawach kolorów.
Zwolennicy tradycyjnej edukacji zapewne stwierdzą, że nie ma nic złego w zielonej tablicy czy pisaniu w zeszycie. Przecież oni tak się uczyli i było dobrze. Podobnie ma się sprawa z likwidacją gimnazjów i wprowadzeniem klas 7 i 8. Taki powrót do tradycyjnego, powiedzmy sprawdzonego, schematu edukacji.
Jednak czy w tym wszystkim nie zapomniano przypadkiem o jednej ważnej rzeczy? Mianowicie o dzieciach i młodzieży, którym przyszło żyć w zupełnie innych czasach niż ich rodzice i dziadkowie. Różnice wynikające przede wszystkim z dostępności technologii, dóbr czy usług. Wystarczy wyliczyć powszechny dostęp do Internetu jako tak zwany “game changer” czyli jeden z ważniejszych elementów zmiany.
Wracając do kolorów, lata sześćdziesiąte to również dwa kolory. Media przekazujące informacje wyświetlały czarno-biały obraz na telewizorze, który był tylko w nielicznych domostwach. W prasie również dominowała czerń i biel. Wraz z upływem lat i rozwojem technologii pojawiły się i kolory. Jednak jeszcze w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych w Polsce ilość czasu spędzanego przed TV (kolorowym ekranem) przez małe dzieci była zapewne mniejsza niż obecnie. Podejrzewam, że głównie ze względu na krótki czas w ramówce poświęconej programom dla dzieci i braku dedykowanych stacji z bajkami.
Obecnie, czas przed telewizorem niekoniecznie musi się bardzo różnić, jednak zmienił się format i rodzaj oglądanego obrazu. Już nie telewizor jest głównym stymulantem u dzieci a częściej ekran telefonu rodzica czy tabletu. Następnym razem jak będziecie na mieście, w przychodni, sklepie, rozejrzyjcie się dookoła. Na pewno nie będzie problemu, aby znaleźć dziecko z urządzeniem mobilnym. A to maluch, który potrzebuje zajęcia w oczekiwaniu na posiłek w restauracji, lub czekający w kolejce do lekarza czy chociażby siedzący na ławce w parku z rodzicami.
Specjaliści różnie nazywają kolejne pokolenia. Było już X czy Y czyli Milenialsi i jeszcze kilka innych. Jak nazwać obecne? Może pokoleniem 16m. Dlaczego 16m? Ponieważ tyle kolorów wyświetla przeciętny ekran użyty w przeróżnych urządzeniach, które towarzyszą im na co dzień.
Oceniając młodsze pokolenia warto pamiętać, że nowoczesna technologia przenika ich i nasze życia, co nie pozostaje bez wpływu na nasz rozwój. Wydaje się więc błędne patrzenie w przeszłość, bo to co sprawdzało się 20 lat temu, niekoniecznie sprawdzi się obecnie. Choć dużo wartości i całkiem sporo wiedzy pozostaje niezmiennych to zmieniamy się my, cyfrowi tubylcy. A wraz z nami zmienia się świat, do którego trzeba się dostosować.
Czy jest zatem szansa skutecznie przyciągnąć uwagę dziecka dwoma kolorami, kiedy już od najmłodszych lat stymuluje go ponad szesnaście milionów? Czy metody znane nam, czy naszym rodzicom/dziadkom mają szansę przy współczesnej młodzieży? Czy może jednak warto rozszerzyć warsztat pracy o treści multimedialne i interaktywne?
Obecni uczniowie znajdą się zapewne w tym samym miejscu co teraz ich rodzice i nauczyciele. Będą nowe urządzenia i rozwiązania technologiczne, które na pewno nie pozostaną bez wpływu na przyszłe dzieci. Więc może gdy zmienia się świat, warto zmienić swój warsztat pracy, rozwijając go wraz z rozwojem technologii.